Biegaliśmy, walczyliśmy, a nawet strzelaliśmy gole. Niestety nie wystarczyło to do wywiezienia choćby punktu z podwrocławskich Radwanic.
Zaczęliśmy tym razem dwójką napastników. Do Leoszkiewicza dołączył Muraszew. Między słupkami zameldował się Szczepański, a na ławce rezerwowych usiedli ci, którzy przed tygodniem zaczynali od pierwszych minut, czyli Humelt i Kaczmarek.
Już od początku byliśmy świadkami dość ostrych zawodów. Niby to mecz zaprzyjaźnionych klubów, ale na boisku walki nie brakowało. Było sporo przepychanek oraz pojedynków powietrznych. Wyszliśmy na prowadzenie po rzucie karnym wykorzystanym przez Legana, a wcześniej faulowany był Malinowski. Z prowadzenia cieszyliśmy się jakieś 8 minut, kiedy to po stracie w środku gospodarze dostali podanie na prawo, a tam kręconym strzałem pokonany został Szczepański. Temperamenty obu zespołów nie ostudziły się. Na ławkach panowała nerwowa atmosfera, a z boisku na pewno nie wiało nudą. Miejscowi rzucili futbolówkę po raz kolejny w boczny sektor, a stamtąd pokonali naszego bramkarza lobem. Sytuacja diametralnie się odmieniła, bo teraz Kolektyw wyszedł na prowadzenie. Wyrównać mógł Muraszew, ale w dogodnej sytuacji trafił w golkipera Radwanic. Chwilę później było już 2:2. Muraszew wykonywał korner. Przeciwnik nie potrafił wybić piłki, która znalazła się pod nogami Malinowskiego. Tomek dograł do Piotrowicza, a ten wpakował futbolówkę do siatki. Pierwsza część dobiegła końca i trzeba przyznać, że wynik remisowy był jak najbardziej sprawiedliwy.
Na początku drugiej części mieliśmy swoje okazje. W pierwszym tempie na strzały nie zdecydowali się Muraszew i Leoszkiewicz przez co dalej był remis. Z minuty na minutę Kolektyw zaczął groźniej atakować, głównie za sprawą akcji lewą stroną boiska. Kilka razy futbolówka mijała naszą bramkę. Niestety nie minęła już jej w 64' kiedy Radwanice wpakowały nam gola z rzutu wolnego. Musieliśmy ruszyć i czyniliśmy to coraz odważniej, lecz dawaliśmy przy tym przeciwnikowi okazję do kontrataków, które raz po raz marnował. Kilkoma klasowymi interwencjami popisał się Szczepański, parę razy dobrze stopowali akcję Kolektywu Legan i Dębowicz. Niestety nie przekłuło się to na chociażby gol wyrównujący, bowiem nasza siła ofensywna w drugiej połowie jakby lekko przygasła. Środek pola został zdominowany przez radwaniczan i to właśnie stamtąd płynęło najwięcej zagrożenia pod adresem Gromnika. Szkoda, bo w niedzielę przynajmniej punkt był w naszym zasięgu.
Przegraliśmy tym samym trzeci mecz z rzędu. Co prawda w żadnym z tych starć faworytem nie byliśmy, ale była realna szansa, aby coś ugrać (szczególnie wczoraj). Skoro nie punktujemy, to nie możemy się dziwić, że lecimy w tabeli. Teraz zajmujemy ósmą lokatę, która katastrofą nie jest. Jednak, aby nie drżeć do końca o utrzymanie, to musimy jeszcze parę punktów zdobyć, bowiem handicap zgromadzony na początku sezonu zaczyna się kończyć. Za tydzień arcyważny mecz z beniaminkiem z Borowa. Będą to powiatowe derby i przeciwnik na pewno nie klęknie przed nami prosząc o łagodny wymiar kary, szczególnie, że oni również potrzebują punktów. Może taka nasza sposobność, że gramy lepiej jak jesteśmy pod ścianą?
Udało się uruchomić oświetlenie. Z tego względu trenujemy o 18:30. Najpierw we wtorek, potem w piątek.
Kolektyw Radwanice - Gromnik Kuropatnik 3:2 (2:2)
Bramki (Gromnik): Legan (rz. k.), Piotrowicz
Sędziował: Pawluk i asystenci
Widzów: ok. 80