Grając z tak klasowym rywalem jak Brożec nie można sobie pozwalać na taką ilość indywidualnych błędów. Na szczęście charakter i gra do końca pozwoliły nam uniknąć blamażu, który wisiał w powietrzu.
Dzień przed meczem przytoczyłem na znanym portalu społecznościowym historię spotkań Gromnika z Brożcem. Przełomu wczoraj nie było, ale niedzielne starcie z LKS-em na pewno mogło się podobać kibicom, którzy zobaczyli 8 bramek.
Na pierwszą połowę w naszym wykonaniu należałoby spuścić zasłonę milczenia. Praktycznie ją przestaliśmy, a przeciwnik nas punktował i punktował. Po dziesięciu minutach gry wstrzelenie piłki w nasze pole karne, którego nikt nie przeciął, a ta wpadła do bramki Bołdyna. Swoimi strzałami z rzutów wolnych zagrażał nam też Tabor - raz trafił w obramowanie kuropatnickiej bramki. Na 2:0 strzelił głową Bartosz, wykorzystując wrzutkę ze stałego fragmentu gry wspomnianego wcześniej Tabora. Gromnik jakby nie mógł się obudzić, grał niedokładnie i dużo faulował, co dawało przeciwnikom sporo stałych fragmentów gry. Brakowało również dostatecznej koncentracji w defensywie czego efektem był rzut karny zamieniony na gola przez Karonia. 3:0 i byliśmy praktycznie na kolanach. W dodatku kontuzji doznał Sobski i musiał opuścić w przerwie plac gry. Wszyscy na ławce byli zgodni, że tak słabej połowy w tym sezonie jeszcze nie zagraliśmy. Widmo blamażu i kompromitacji zaczęło nam zaglądać w oczy, a trener miał tylko krótką przerwę, aby jakoś poukładać naszą kulejącą grę.
W drugiej części jakby coś ruszyło, ale ruszało bardzo powoli. W polu karnym ciągnięty był Kumaszka i sędzia Tomalski wskazał na „wapno”. Do jedenastki podszedł sam poszkodowany i jego strzał obronił bramkarz Trzynoga. Chwilę później gospodarze wyprowadzili akcję, którą zamienili na gola i na tablicy wyników widniało 4:0 dla Brożca. Mimo tego, że nam nie szło to próbowaliśmy dalej i opłaciło się. Malinowski w sytuacji sam na sam z golkiperem został faulowany. Werdykt arbitra to czerwona kartka dla Trzynogi i rzut karny. Ponownie egzekutorem okazał się Kumaszka i tym razem znalazł drogę do siatki. Od tego momentu zyskaliśmy inicjatywę. Na 2:4 gola zdobył Legan, a był to przepiękny strzał z rzutu wolnego z ostrego kąta prosto w okienko bramki Brożca. W 71' siły na placu gry się wyrównały za sprawą drugiej żółtej kartki dla Piotrowicza. Brożec to wykorzystał i Tabor strzałem po długim rogu podwyższył prowadzenie swojego zespołu na 5:2. My jednak ciągle walczyliśmy o zmianę niekorzystnego rezultatu i znowu strzeliliśmy gola z kategorii niemożliwych. Kumaszka trafił do siatki bezpośrednio z rzutu rożnego! Końcówka to kontry brożcan i próby Gromnika. Było też dużo ostrych starć za co piłkarze obejrzeli sporo kartek. Końcowy wynik 5:3 dla naszego derbowego rywala wstydu nam wielkiego nie przynosi, gdyż to LKS wywiązał się po prostu z roli zdecydowanego faworyta.
Przez większą część meczu nam nie szło. Błędy się dwoiły i troiły, ale udało nam się zebrać w sobie i wyjść z twarzą z tego starcia. Tutaj pochwała dla kibiców, którzy mimo niekorzystnego wyniku głośno nam dopingowali przy pomocy swoich przyśpiewek, a po końcowym gwizdku pięknie podziękowali piłkarzom za pozostawienie serca na murawie. To było spotkanie z cyklu, gdzie wcale nic nie musieliśmy. Za tydzień przyjeżdża podrażniona porażką z Radwanicami Żórawina i też będzie faworytem. Aby myśleć o sprawieniu niespodzianki nie możemy popełniać tylu błędów co wczoraj. Charakter na pewno mamy. Brakuje jeszcze trochę koncentracji i szerszej ławki rezerwowych. Na szczęście poszczególni grajkowie powoli się kurują. Będzie dobrze. Musi być.
LKS Brożec - Gromnik Kuropatnik 5:3 (3:0)
Bramki (Gromnik): Kumaszka 2, Legan
Sędziował: Tomalski i asystenci
Widzów: 100 (w tym liczna grupa od nas)